ROZDZIAŁ TRZECI
''Trudno jest się wyrwać z czegoś
Co zwie się naiwnością.''
Perspektywa Louis'a :
Dzwoniłem do niej już po raz tysięczny, tak mi się przynajmniej wydawało... Czas mi się niesamowicie dłużył, kiedy próbowałem do dzwonić się do Rosie, a ona nie odbierała. Nie miałem pojęcia dlaczego w ogóle podała mi numer telefonu, skoro teraz mnie ignoruje. Znajdowałem się w naprawdę idiotycznej sytuacji, której nie mogłem zrozumieć.
Jeszcze raz wybrałem numer Doyle i przyłożyłem aparat do ucha. Słysząc niekończące pikanie nacisnąłem czerwoną słuchawkę i z nerwów cisnąłem telefonem w kąt pokoju.
- Lou, wszystko dobrze? - Usłyszałem zatroskany głos Liam'a dochodzący z łazienki. Payne właśnie zbierał się do pracy. Mruknąłem pod nosem ciche ''tak'', ale on chyba tego nie usłyszał , bo wszedł do mojego pokoju tylko w ciemnym ręczniku przewiniętym przez biodra. - Stary, coś się stało? - Dobrze, że nie zauważył komórki, która leżała w kącie po jego lewej. Ponowił pytanie i oparł się o ścianę. Po jego wyrzeźbionym ciele spływały kropelki wody, a włosy miał w totalnym nieładzie.
- Jasne, po prostu bym się wywrócił... - Zmusiłem się nawet na cichy chichot i wzruszyłem ramionami. Liam tylko lekko się uśmiechnął i opuścił mój pokój. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem składać telefon w jedną całość.
- Pójdziesz na zakupy? Hazza do mnie dzwonił i prosił żebym to zrobił, ale strasznie się śpieszę. - Chłopak znowu stanął w drzwiach. Tym razem miał na sobie bordowe bokserki i czarną koszulkę.
- Pewnie, co mam kupić? - Postanowiłem się nie spierać, bo wiedziałem, że Li by się zawiódł czy coś... Przecież wczoraj było już ze mną wszystko dobrze.
- Dzięki! Ee, podobno lista jest na lodówce, z resztą pieniądze tak samo. - Wyjaśnił Payne i znowu zniknął za ścianą. Włączyłem komórkę, a ona jak na złość uruchamiała się chyba wieki.
Zadzwonić czy nie zadzwonić? Może po prostu za bardzo się narzucam, albo Rosie jest zajęta? Moje rozmyślenia przerwał krzyk Payne'a, który mówił, że wychodzi do pracy. Liam pracował w kręgielni, a przez wakacje musiał tak siedzieć dwie godziny dłużej niż normalnie.
Wpisałem numer do Rose na dotykowej klawiaturze telefonu, który miał na sobie kilka większych rys po tym upadku. Nacisnąłem zieloną słuchawkę. Nauczyłem się tego numeru całkiem przez przypadek. Tym razem usłyszałem głos automatycznej sekretarki, czyli wyłączyła komórkę...
Co ja, do cholery mam o tym wszystkim myśleć? Czuje się jak głupiutka nastolatka, którą wystawił jakiś przystojny chłopak, czy coś... Zachowuje się żałośnie, bo znam Rosie dopiero jakieś 24 godziny, a już mam na jej punkcie obsesje. Znam to uczucie, kiedyś już przez to przechodziłem.
Wiem...
To był dzień po tym jak pierwszy raz wziąłem... Po tym kiedy pierwszy raz się naćpałem. Wygląda to tak, jakby Rose była moją kokainą...
Jezu, ale mam głupie myśli...
Może lepiej pójdę na te zakupy, o które prosił Harry. Tak, to zdecydowanie dobry pomysł. Ostatnio się dziwnie zachowuje, w mojej głowie pojawiają się coraz częściej dobre pomysły. Dziwne.
Do tylniej kieszeni spodni schowałem portfel, a do przedniej telefon. Wstałem z wciąż rozłożonego łóżka. Na siebie założyłem ciemną bluzę i poszedłem do kuchni.
Spod magnesu wyciągnąłem dość długą listę zakupów, a z lodówki zgarnąłem kilka papierowych banknotów. Pod nimi znajdowała się jakaś wizytówka, która spadła na drewniane panele. Wywróciłem oczami i schyliłem się, żeby ją podnieść. Przelotnie przeczytałem imię i nazwisko, oraz dziedzinę.
''Caroline Fling - psycholog''
Szerzej otworzyłem oczy i przewróciłem mają karteczkę na drugą stronę.
''PSYCHOLOG DLA LOUIS'A''
To na sto procent było pismo Hazzy, ale zapewne cała trójka była w to zamieszana. Pięścią uderzyłem w blat kuchenny i szybko podarłem wizytówkę na małe kawałeczki, a śmieci, które po niej zostały wyrzuciłem do kosza. Pieniądze schowałem do kieszeniu i z hukiem opuściłem mieszkanie, zamykając drzwi na klucz.
Kurwa, przecież ja nie potrzebuję psychologa! Ja pierdole...
Jak to do cholery możliwe? Chłopcy chcą ze mnie zrobić jakiegoś psychopatę? Przecież jestem normalny i już nie chcę ćpać, naprawdę! Chociaż czasami mnie do tego ciągnie, to daje sobie z tym jakoś radę.
Jakoś...
Z ostatniego schoda zeskoczyłem i otworzyłem drzwi w klatce, szybko wyszedłem i na kogoś wpadłem. Zakląłem pod nosem, bo klatką piersiową uderzyłem dziewczynę w głowę.
Tym kimś była Rosie, która teraz trzymała jedną rękę przy czole.
- Patrz jak ch... - Zaczęła, ale kiedy uniosła wzrok na moją twarz ucichła tak jak ja. Byliśmy zdezrorientowani. - Lou? - Zapytała, tak jakby nie wierzyła w to, że właśnie przed nią stoję. Co ja mam jej właściwie powiedzieć? Że się stęskniłem? Uśmiechnąłem się delikatnie i podrapałem się po karku.
- Mhm. - Mruknąłem. - Przepraszam. Nic ci nie jest? - Wiedziałem, że Doyle nic się nie stało, ale wypadało zapytać, więc to zrobiłem.
- J-jasne. - Wyjąkała i chciała mnie ominąć, ale zatorowałem jej drogę. - Śpieszę się. - Szepnęła i odwróciła wzrok. Znowu próbowała ruszyć, ale oparłem się o ścianę tak, że nie było przejścia. - Przepraszam. - Rose zaczęła się jąkać, ale ja nawet się nie ruszyłem.
O co jej chodziło?!
- Dlaczego nie odbierałaś? - Zapytałem jakby nigdy nic, a ona? Ona po prostu wzruszyła ramionami. - Chciałem cię zaprosić na dobrą kawę i jakieś ciacho. - Poszerzyłem swój lekki uśmiech, ale Rosie wykrzywiła tylko usta w grymasie.
- Byłam zajęta. - Powiedziała już trochę podenerwowana. Zaśmiałem się cicho. - Może innym razem... Naprawdę się śpieszę, Louis. - Palcami przeczesała swoje długie, blond włosy, które teraz były puszczone wolno. - Cholernie się śpieszę. - Dodała, kiedy zauważyła, że nie zareagowałem na jej słowa.
Kłamała.
Widziałem to. Zayn kiedyś mi coś powiedział. Wspomniał o tym, że kiedy ktoś kłamie patrzy w lewo, a jeśli mówi prawdę - w prawo. Rosie patrzyła w lewo...
- Jeszcze tylko chwila... - Powiedziałem i zacząłem myśleć co mam zrobić. Okłamała mnie, więc powinienem dać sobie spokój. - W takim razie może jutro? - Zapytałem i uśmiechnąłem się wesoło.
- Jestem już umówiona z moim przyjacielem, Niall'em... A teraz muszę iść. - Powiedziała i spiorunowała mnie wzrokiem. - O co ci, do cholery chodzi, Louis? - Uniosłem brwi ku górze.
- O nic... Po prostu chcę cię gdzieś zaprosić, czy to coś złego? - Zapytałem i zrobiłem Rose przejście, ale ona wciąż stała na swoim miejscu.
- Nie, to nie jest złe... Ale złe jest to, że kie... - Zaczęła, ale szybko zamknęła usta i przymrużyła oczy. - Zadzwonię, cześć! - Dodała i odeszła. Totalnie mnie wmurowało, jak wczoraj ze sobą gadaliśmy to nie była taka nerwowa i przestraszona...
- Nawet nie masz mojego numeru... Cześć. - Odpowiedziałem bezgłośnie.
Cały czas patrzyła w lewo. Może to i lepiej...
Do koszyka wrzuciłem opakowanie makaronu. Spojrzałem na małą karteczkę w mojej ręce. Przeszedłem obok kilku półek i zatrzymałem się przy jednej z nich. Na liście jest sos do spaghetti.
Spaghetti.
Ulubione danie Horana. Niall, oh Niall. Zostawił mnie kiedy potrzebowałem go najbardziej. Uciekł ode mnie kiedy tylko dowiedział się, że ćpam. Bolało i zacząłem brać jeszcze więcej. Teraz z tym skończyłem, bez jego pomocy. Ale boli jeszcze bardziej. Byliśmy cholernie blisko, a on zniknął kiedy zaczęły pojawiać się problemy. Chwila, chwila...
''Jestem już umówiona z moim przyjacielem, Niall'em... A teraz muszę iść.''
Zakląłem pod nosem i uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. Do jasnej cholery, Rosie przyjaźni się z Niall'erem, a przecież on wie, że ja, Louis Tomlinson byłem ćpunem. Jestem skończony, muszę poważnie porozmawiać z tym wiecznie głodnym chłopakiem, do kurwy i nędzy.
Do koszyka włożyłem słoik z sosem i szybkim krokiem ruszyłem za poszukiwaniem soli, oraz mleka. Najpierw zakupy, potem Horan.
Jej słowa dudniły mi teraz w głowie. Będę miał przesrane, jeśli szybko czegoś nie wymyślę. Jej podniesiony ton głosu i te słowa...
''Jestem już umówiona z moim przyjacielem, Niall'em... A teraz muszę iść.''
Sól już jest w koszyku na zakupy. Teraz jeszcze tylko mleko i będę mógł nad wszystkim pomyśleć. Ruszyłem w stronę półek z potrzebnymi mi produktem.
Wrzuciłem mleko do koszyka i udałem się do kasy.
Teraz będę mógł pomyśleć co powiem Niall'owi kiedy do niego pójdę, bo moja niespodziewana wizyta będzie tam niestety konieczna. Niestety.
Perspektywa Rose :
- Niall?! - Wrzasnęłam, ale nie usłyszałam żadnej odpowiedzi. - Niall?! -Znowu zero reakcji u tego żarłoka, co za cholera z tego człowieka. Wstałam z obrotowego fotela i pomału poszłam do kuchni. - Horan, kurde! - Krzyknęłam. Blondyn podniósł głowę znad talerza z pizzą i uśmiechnął się niewinnie. - Ile można cię wołać? - Zapytałam i uniosłam jedną brew do góry.
- Zawsze powtarzałaś mi, że nie mówi się z pełną buzią, więc... - Powiedział, kiedy przełknął to co miał w ustach. - Co chciałaś? - Blondasek uśmiechnął się lekko i włożył pusty już talerz do zlewu.
- Gdzie masz ten nowy obiektyw do aparatu? - Spojrzałam na chłopaka, a on skinął głową w stroną swojego pokoju. - U ciebie? - Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku pokoju Horana.
- Tak, powinien być na stoliku, albo na łóżku! - Krzyknął za mną, więc tam go zaczęłam szukać. Obiektyw nie leżał ani na łóżku, ani na stoliku. Ten bałaganiarz zostawił go na podłodze. Podniosłam Go i już miałam krzyknąć, że go znalazłam, ale usłyszałam krzyki Niall'a i jeszcze kogoś. Rozpoznaje ten głos. Szybko ruszyłam do kuchni, a to co tam ujrzałam totalnie mnie zszkokowało...
*~*~*
cześć słodziaki, dodaję trójkę i od razu przepraszam.
za co? za to, że taki krótki ten rozdział. wybaczcie.
dziękuje za wszystkie komentarze i ogólnie za wszytko.
a ja zaraz się biorę za pisanie czwórki. może coś z tego będzie.
kocham Was, do napisania, słodziaki x