sobota, 8 września 2012

Rozdział pierwszy


ROZDZIAŁ PIERWSZY


''To co dziś jest rzeczywistością ,
wczoraj było nierealnym marzeniem.''

          Leżałem na środku pokoju patrząc w sufit i myśląc o tym co by było gdybym miał prochy. Może byłbym szczęśliwszy? Ba, na pewno. Żadne katy nie są gorsze od tego co teraz czuje, żadne. 
- Louie, idź na te pieprzone zakupy, widzisz przecież, że nie mam czasu. Proszę cię, stary. - Spojrzałem w stronę przejścia, a tam zdenerwowany Styles stanął w drzwiach, w kolorowym fartuszku i spojrzał na mnie tak jakby z bezsilnością wymalowaną na twarzy. Prychnąłem. Nie mam ochoty iść gdziekolwiek, a na pewno nie do jakiegoś supermarketu.
- Daj mi spokój i zamknij za sobą drzwi, okej? - Powiedziałem przez zaciśnięte zęby i głośno przełknąłem ślinę, kiedy mój przyjaciel wciąż się we mnie wpatrywał tym swoim bezradnym wzrokiem. - Hazza, nie mam ochoty wychodzić! - Krzyknąłem już bardziej zdenerwowany, podniosłem się z podłogi i podszedłem do loczka.
- Nie mam już siły, do cholery! Całymi dniami siedzisz tutaj jak jakiś psychopata i w niczym nam nie pomagasz! - Wrzasnął, odwiązał małą wstążeczkę na fartuchu i cisnął nim w kąt pokoju. - Ogarnij się! - Dodał, widząc, że nie reaguje. Nie chcę stąd wychodzić. Tutaj jest moje miesjce i nie mam zamiaru tego zostawić. Po prostu nie chcę, ale jak miałem to wbić temu człowiekowi do głowy? Niech mnie nazywają jak chcą, psychopata, ćpuń, idiota... Jak im się tylko podoba.
- Wychodzę, kurwa i możesz być pewny, że nie wrócę, a jeśli już to najebany, albo co gorsze naćpany, kurwa! - Krzyknęłem i spojrzałem z przekąsem na chłopaka, któremu łzy stanęły w oczach, które swoją drogą były naprawdę piękne. Zgarnęłem portfel ze stolika i ominąłem go w przejściu. Na ciasnym korytarzu założyłem czarne, wytarte converse. - Możesz być z siebie dumny. - Dodałem na odchodnym i wyszedłem na klatkę schodową. 
- Pieprz się, Tomlinson. Nie wejdziesz do tego mieszkania jeśli będziesz miał w organiźmie chociaż odrobinę tych jebanych prochów! - Krzyknął wkurzony Zayn, a kiedy się odwróciłem i pokazałem mu środkowy palec, ten stał, obejmując Harry'ego. Zszedłem schodami na parter. Szybko przegiegłem schody, bo mieszkaliśmy tylko na trzecim piętrze. Zastanawiałem się co teraz myślą sąsiedzi. Dawno mnie nie słyszeli, ani nie widzieli. A co do Hazzy... Biedny Styles, nie mógł pogodzić się z tym, że ja już zawsze będe inny.

          Nawet nie zdążyłem szarpnąć za klamkę, bo drzwi same się otworzyły i powaliły mnie na tyłek, który po chwili zaczął mnie boleć. Zakląłem pod nosem i uniosłem głowę, żeby sprawdzić kto był sprawcą tego wypadku. Przede mną stała przestraszona, drobna blondyneczka, która swoją bladą dłonią zasłaniała usta. Była dosyć niska, ale bardzo szczupła. Włosy miała upięte w końskiego kucyka, które pomimo to były bardzo długie. Sięgały jej prawie do tyłka. Naturalnie były blond, ale końcówki były przefarbowane na turkusowy. Na sobie miała przewiewną bluzkę z jakimś napisem, krótkie spodenki z wysokim stanem, na ramieniu wisiała jej skórzana torebka, a na nogach miała vansy. Wszystko było w czarnym kolorze. Wyglądała słodko, a zarazem wyzywająco. Lubiłem taki styl. 
- Wybacz mi, ja naprawdę nie chciałam zrobić ci krzywdy. Szłam i ty szedłeś i nie przemyślałam tego, że mogę kogoś uderzyć. Nic ci nie jest? Mam zadzwonić na pogotowie? - Obsypywała mnie masą zdań i pytań, a po ostatnim wyciągnęła telefon z kieszeni i pokazała mi go. Uśmiechnąłem się i podniosłem się z ziemi. Dziewczyna była naprawdę urocza. Na oko wyglądała na wiek Harry'ego, możliwe, że była młodsza, na pewno nie starsza. 
- Wszystko w porządku. - Odwzajemniła mój gest i rękę, którą miała przy ustach puściła luźno. - Ale co ty tutaj robisz? To nie za ciekawa ulica. - Zapytałem i rozejrzałem się dookoła, chcąc wiedzieć czy jest sama, czy może z kimś. Nie widząc nikogo ponownie na nią spojrzałem.
- Przyszłam do przyjaciela. Ale ciebie naprawdę nic nie boli? - Odpowiedziała i przyglądała się każdej części mojego ciała. - Przestraszyłam się. - Dodała i zaśmiała się wesoło.
- Tyłek trochę mnie boli, ale z resztą okej. - Zawtórwałem jej śmiechowi i podałem jej dłoń. - Louis. - Dziewczyna ją uścisnęła.
- Em, Rose. - Blondynka leciutko się zarumieniła i odgarnęła niesforny kosmyk włosów za ucho. Cholera, ona była idealna. Ekhem, Tomlinson, ogarnij swoją obolałą dupę. - Mogłabym ci jakoś wynagrodzić ten pechowy upadek? - Zapytała, a ja uśmiechnąłem się uwodzicielsko. Przynajmniej tak chciałem, a jak wyszło to nie wiem. 
- Pójdziemy na coś słodkiego? Będzie mi miło. - Zaproponowałem. Zgódź się, zgódź się! Błagam! Jej policzki jeszcze bardziej pokryły się szkarłatem. Wyglądała uroczo, oh, jaka ona jest słodka! Chyba zwariowałem...
- Pewnie, z chęcią. - Odpowiedziała, poszerzyła swój uśmiech i poszliśmy w kierunku głównych ulic Londynu. - Znam naprawdę dobrą ciastkarnię i to jest bardzo blisko stąd, co powiesz na Toffies? - Zapytała i spojrzała na mnie. Cały czas się jej przyglądałem. Nie miałem pojęcia co to za miejsce, ale skinąłem głową i uśmiechnąłem się szczerze. 
Miała błękitne oczy, podobne do mojego przyjaciela. Ekhem, byłego przyjaciela. Kiedy się uśmiechała w policzkach miała tak samo słodkie dołeczki jak Harry. Jej krwisto czerwone usta aż same się prosiły aby je całymi godzinami całować. Ale z tym się wstrzymam. Brawo, Tommo, pierwsza dobra decyzja od... Od dawna. Postanowiłem zacząć jakiś temat, żeby mojej towarzyszce się nie nudziło.

          Wiedziałem już, że moja towarzyszka to Rose Doyle, urodzona 19 marca 1994 roku, czyli rocznikowo ma tyle lat co Harry. Urodziła się w Londynie i mieszka tutaj całe życie. Skończyła liceum i po wakacjach, które niedawno się zaczęły chciałaby zacząć studiować dziennikarstwo. Ja nie opowiedziałem jej wszystkiego. Wspomniałem jak się nazywam, kiedy się urodziłem, że kiedy skończyłem szkołę średnią przyjechałem tutaj z Doncaster i mieszkam z przyjciółmi. Jakoś wolałem nie wspominać o prochach. 
Przegryzłem swoje ciastko i spojrzałem na nią. Ona spuściła wzrok, ale po chwili również na mnie popatrzyła. Uniosła brwi ku niebu i serwetką zaczęła wycierać usta.
- Ubrudziłam się masą? - Zapytała, śmiejąc się pod nosem. Zawtórowałem jej i pokręciłem przecząco głową. Rose przegryzła dolną wargę i spoglądała na mnie tak, jakby chciała coś wyczytać z mojego wyrazu twarzy. W końcu się poddała i zadała kolejne pytanie. - Więc dlaczego mi się tak przyglądasz? 
- Bo... - Zacząłem i spuściłem wzrok na pusty talerzyk po ciastku. - Jesteś bardzo ładna. - Cholera, czy ja powiedziałem to na głos? Niech to szlag, czy jej oczy muszą być, aż tak hipnotyzujące? Zmarszczyłem czoło i spuściłem głowę. Musiałem wyglądać teraz jak dorodny burak, dosłownie. Policzki Doyle również pokryły się szkarłatem.
- Dz-dziękuje. - Wyjąkała i zaśmiała się wesoło. Widziałem kątem oka, że rozejrzała się dookoła i zatrzymała wzrok na jakimś punkcie, uśmiechając się tak szeroko, że zobaczyłem chyba wszystkie jej bielutkie zęby. Podniosłem głowę i spojrzałem w temtym kierunku. Szerzej otworzyłem oczy, widząc rząd ustawionych rowerów, na których Rose zatrzymała wzrok.
- Nawet o tym nie myśl! - Krzyknąłem, kiedy ona otworzyła usta, żeby coś powiedzieć. Boże, przecież ja już nie pamiętam jak jeździ się na tym czymś. Chociaż, podobno tego się nie zapomnia.
- Proooszę! - Jęknęła przeciągle i wzięła do rąk moje dłonie, które leżały na stoliku. - Ale ja cię tak bardzo prooszę! - Dodała jeszcze głośniej i posłała mi błagalne spojrzenie.
- Zaczekaj tutaj, pójdę zapłacić i zobaczymy co z tej przejażdżki wyjdzie. - Uśmiechnąłem się lekko, więc Rose odwzajemniła gest i odgarnęła krótki kosmyk włosów za ucho.

          - No chodź już, na pewno potrafisz jeździć na rowerze! - Rose z trudem wypowiedziała te słowa, bo widząc mnie, jak próbuję ruszyć z miejsca i nie wywrócić się przy tym, zwija się ze śmiechu, trzymając ręce na brzuchu.
- Boję się. - Powiedziałem i wzruszyłem ramionami. Blondynka spojrzała na mnie, na chwilę poważnym wzrokiem, ale po chwili śmiała się jeszcze głośniej. - Okej, ruszam! - Wrzasnąłem, usiadłem na siodełku i pomału jechałem przed siebie. Moja towarzyszka zaczęła mi bić brawa i jechała zaraz za mną.
- Wiem, gdzie możemy pojechać! - Uśmiechnęła się uroczo i wyminęła mnie. Jechała zaraz przede mną. - Za mną, Louie! - Wrzasnęła, obracając na chwilę głowę w moją stronę. Nawet dobrze mi szło to pedałowanie i utrzymywanie równowagi. Jestem z siebie dumny, szczególnie, że ostatnio na rowerze jeździłem w Doncaster jakieś pięć lat temu. 
Najpierw jechaliśmy główną ulicą przez jakieś 10 minut, skręcaliśmy w tysiące różnych uliczek i pobocznych dróg. Postanowiłem zmienić sobie przerzutki, bo powoli zaczynałem się męczyć, jednak to było na nic. Po półgodzinnej jeździe Rose zatrzymała się przed jakimś jeziorem, które otaczały wielkie trawy. Było tutaj... Naprawdę pięknie.
- Wow. - Wyjąkałem i spojrzałem na blondynkę, która już była rozłożona na trawie zaraz przed wodą. Jej rower spoczywał kawałek dalej od niej. Swój położyłem nieco bliżej i ułożyłem się obok niej.
- Podoba ci się? - Zapytała i oparła głowę na moim torsie. Odebrało mi mowę... Mimo, że było tutaj tylko jezioro i trawa to miejsce było wyjątkowe. Skinąłem jedynie głową i uśmiechnąłem się lekko. - Zaśpiewaj mi coś. - Szepnęła. Zmarszczyłem czoło i  zaśmiałem się cicho, ale ona nie żartowała. 
- Naprawdę? - Spojrzałem w jej błękitne oczy i zauważyłem iskierki szczęścia, których nie było wcześniej. Cicho odchrząknąłem i zacząłem śpiewać. Pierwszą piosenką która teraz przyszła mi do głowy, tylko dla niej... Dla Rose.

If I don't say this now I will surely break
As I'm leaving the one I want to take
Forgive the urgency but hurry up and wait
My heart has started to separate
Oh, oh
Be my baby
Oh, 
Oh, oh
Be my baby
I'll look after you *

- Podoba mi się. - Powiedziała, po chwili. - Zaśpiewasz mi jeszcze kiedyś? - Teraz ułożyła się tak, że siedziała obok mnie. Miałem dobry widok na jej uroczą buzię.
- Jeśli tylko będziesz chciała. - Odpowiedziałem i uśmiechnąłem się delikatnie, ale ona tego nie odwzajemniła. - Nachyliła się nad moją twarzą i swoją rozgrzaną dłonią błądziła po moim szorstkim policzku. Czułem jej ciepły oddech na mojej twarzy.
- Będę chciała. - Szepnęła i w końcu odwzajemniła mój gest. Podniosłem się na łokciach i odgarnąłem jeden kosmyk jej blond włosów za ucho. - Louis, powiedź mi... Ty cierpisz, prawda? - Zapytała i znowu na jej buzi nie widziałem nawet cienia uśmiechu. 
Całkowicie zaskoczyła mnie tym pytaniem. Skąd mogła wiedzieć? Dlaczego w ogóle chciała wiedzieć?! Milczałem... Sekundy? Minuty? Godziny? Nie wiem. W końcu się zaśmiałem.
- Interesuje cię to? - Zadałem jej pytanie i zwężyłem usta w wąską linijkę. Ona jedynie odwróciła wzrok i wzruszyła ramionami. Tak jakby poczuła się urażona moim słowami. Może tak było? Przesadziłem? Cholera... - Przepraszam. - Szepnąłem i usiadłem na przeciwko niej.
- Nie przejmuj się, zapomnij. - Blondynka spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i uśmiechnęła się krzywo. - Coś strzeliło mi do głowy, żeby zadawać tak beznadziejne pytanie. Wybacz. - Wyjaśniła.
- Nie, to bardzo dobre pytanie... - Dotknąłem jej delikatnego policzka i kciukiem musnąłem jej spierzchnięte wargi. - To prawda, że cierpię. Od jakiegoś czasu nienawidzę życia, wiesz? - Uśmiechnąłem się lekko i wolną ręką przetarłem twarz.
- Ale... Dlaczego? Przecież życie to najcenniejszy dar jaki dostaliśmy od Boga. - Rose zmarszczyła czoło, strąciła moją rękę z jej policzka i mocno mnie objęła, dając mi tym wsparcie.
- Nie wiem. - Skłamałem.
 Bo do cholery, kurwa mać, co miałem powiedzieć? Że kurwa, dla mnie życie bez narkotyków to pierdolona męczarnia? Wybaczcie za niecenzuralne słowa, ale to dla mnie strasznie trudne. Odwzajemniłem jej uścisk i lekko ucałowałem ją we włosy.
- Ale nigdy więcej się nie rań, dobrze? Twoje ciało jest zbyt piękne, żeby je psuć... - Oderwała się na mnie i złapała mnie za dłonie. Spuściła wzrok na poranione przez żyletkę nadgarstki. Wyrwałem ręcę i ułożyłem je tak, żeby nie widziała ran.
- Po co? Dla kogo mam to zrobić? - Zapytałem i prychnąłem. Rose westchnęła i wplotła ręce w moje potargane włosy.
- Może by tak... Dla mnie? - Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się leciutko. Czy ona musi być tak bardzo urocza, taka słodka?! To ona mogłaby być moim uzależnieniem. Jeśli to byłoby takie łatwe...
- Dobrze. - Zapatrzyłem się w jej błękitne oczy i skinąłem głową, odwzajemniając uśmiech. - Mogę mówić do ciebie Rosie? - W jej tęczówkach zauważyłem iskierki szczęścia. 
- Ale obiecaj, że nikt oprócz ciebie i mojego przyjaciela, Niall'a tak do mnie nie powie, okej? - Uniosła brwi  i poczochrała mi włosy jeszcze bardziej.
- Obiecuje. - Szepnąłem i mrugnąłem do niej prawym okiem. - Poleżymy? - Spytałem, na co ona się uśmiechnęła i ułożyła się na trawie. Zrobiłem to co ona, a Doyle ułożyła głowę na moim ramieniu i patrzyła w niebo.

          Wciąż leżeliśmy w tym samym miejscu. Teraz Rosie miała głowę na moim torsie, leżała na brzuchu, a twarzą była odwrócona w przeciwną stronę. Ja bawiłem się jej jasnymi włosami. Plotłem je w różne sposoby, a kiedy przez przypadek musnąłem jej szyję opuszkami palców, ona cicho chichotała. 
Nie wiem dlaczego, ale ta dziewczyna, która powiliła mnie przed sobą na tyłek była bardzo pozytywnie nastawiona do życia. I wiecie co? To mi się w niej podobało najbardziej. Jest taka wesoło i naturalna, że aż chciałbym, żeby była tylko moja. I nikogo więcej.
Palcem wskazującym przejechałem po jej delikatnej skórze na szyi. Pod palcami poczułem ciarki, Rose się zaśmiała. Uśmiechnąłem się pod nosem i powtórzyłem czynność. Znowu i znowu. 
Lubiłem słyszeć jej słodki śmiech. Był taki... Beztroski. Chciałem żeby śmiała się zawsze, już do końca życia. W sumie mógłbym zacząć prowadzić dziennik, ale boje się, że nie starczy mi miejsca. Teraz wszędzie widniałoby tylko jej imię. 
- Chyba musimy wracać, prawda? - Odwróciła się tak, że leżała na plecach, ale głowę nadal miała na mojej klatce piersiowej. Wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się lekko. - Mój przyjaciel będzie się martwił.
- Ale dasz mi swój numer, dobrze? To jedyny warunek... - Poszerzyłem uśmiech i mrugnąłem do Rosie jednym okiem. Ona wybuchła głośnym śmiechem. Mówiłem już jak bardzo lubię jej śmiech? Tak, Tomlinson, jakieś tysiąc razy...
- Oczywiście. - Odpowiedziała, kiedy przestała się śmiać. Rozczochrałem jej włosy, a ona w śmieszny sposób zmarszczyła czerwony od słońca nos. Boże, chyba oszalałem... Każdy jej ruch, nawet najmniejszy mam w głowie przez cały czas. Z narkomana zamienię się w psychola, świetnie.
- W takim razie chodźmy. - Lekko ją podniosłem, tak, żeby stanęła na nogi, a kiedy już to zrobiła szybko podbiegła do swojego białego rowera i zaczekała na mnie. Podniosłem się z trawy i ruszyłem w stronę mojego cacka.

          - Dziękuje, na pewno zadzwonię. - Uśmiechnąłem się wesoło i ucałowałem Rosie w różowy policzek, na co ten zarumienił się jeszcze bardziej. Ona jest taka wstydliwa...
- A jeśli nie to wiem gdzie mieszkasz, nawiedzę cię. - Odwzajemniła mój gest i pomachała mi na pożegnanie. - Cześć. - Szepnęła i podeszła do pierwszego stopnia schodów. 
- Cześć. - Odpowiedziałem, a ona w mgnieniu oka pojawiła się na samym szczycie schodów. Odprowdziłem ją wzrokiem i sam wszedłem do mojego mieszkania. 
Dzięki niej chyba zapomniałem o moim uzależnianiu. Mam jej dziękować czy ją znienawidzić? Z jednej strony lubiłem to cholerstwo. Można było od wszystkiego i wszystkich odpocząć. A od niektórzych naprawdę czasami bym chciał...
- Louis! - Wrzasnął zdenerwowany Liam, kiedy tylko przeszedłem przez próg. Cholera, znowu zacznie się kazanie o tym, że nie mogę tak nagle znikać i nie pojawiać się w domu przez... Hm, a właściwie, to która jest godzina?

* The Fray - Look after you, tutaj link do wykonania Louis'a.

~*~*~

A więc mamy pierwszy rozdział i szczerze powiem,
że jestem z niego zadowolona, ale opinię zostawiam Wam <3
Przyznam szczerze, że mam dopiero drugi rozdział 
i początek trzeciego, więc nie wiem jak będzie z dodawanie.
W przyszłą sobotę na pewno pojawi się drugi, a co dalej to zobaczymy.
Bardzo chciałam Wam podziękować za aż tyle dobrych słów,
jesteście niesamowite, KOCHAM WAS, wiecie? <3
Do napisania za tydzień. ;)

6 komentarzy:

  1. Przekochany rozdział, co tu więcej mówić. Świetnie się czyta, czekam na drugi i na jakieś rozwinięcie ich znajomości xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. szczerze mówiąc myślałam, ze w prologu chodziło o Malika, bo on pasuje mi najbardziej do ćpuna xd lol. a Luis jest na to za łagodny, ale trudno. dobrze, ze poznał Rose, może pomoże mu wyleczyć się z nałogu? (:

    OdpowiedzUsuń
  3. podpisuje się do komentarz powyrzej też myślałam że będzie chodzić o Zayna jest naprawdę ciekawie, ale Louis on to takie duże dziecko genialny rozdział;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a zapraszam na nowy rozdział 9 na http://love-story-one-direction-1d.blogspot.com/ liczę na komentarz;*

      Usuń
  4. Gdyby chodziło o Zayna, to byłoby zbyt banalne! Lou i narkotyki to nietypowe, a przez to intrygujące połączenie. Ciężki temat uzależnienia, ale całość wyrównały sielankowe sceny z Rose ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jeeeej zajebiste <3 dziwnie tak, że Louis i narkotyki, ale w sumie to bardzo intryguje i ciekawi, bo on do nich zupełnie nie pasuje :D
    http://toleaveortake.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń